Remake. Reboot. Ostatnio tego wszędzie pełno, jednak z reguły są one robione z miernym skutkiem. Ale są pewne wyjątki i nowy film Pana Fuqua jest tego przykładem. Starzy Wspaniali zalatują już dziś nieco naftaliną, więc z niemałymi oczekiwaniami wybrałem się na seans. I nie zawiodłem się. Można smęcić nosem na pewne role, bo Pratt gra tu już dobrze znaną rolę cwaniaczka dowcipnisia a Washington to istny likwidator, ale całość zagrała doskonale. Jest chemia między bohaterami i to taka, że czasami podśmiejemy się delikatnie pod nosem. Mi akurat bardzo podobał się rola D'Onofrio i Lee. Naprawdę dobrze zagrane role. Aktorsko najwyższa półka. Nie ma tu zbyt wielu efektów specjalnych, bo postawiono tu na stare dobre sztuczki z bronią. I to słychać i czuć jak chłopaki strzelają. I choć oryginalne zakończenie starych Wspaniałych nie ma tak pozytywnego wydźwięku jak tutaj to i tak jest satysfakcjonujące. Całość zamyka całkiem dobrze skomponowana ścieżka dźwiękowa. Mogę tylko polecić fanom westernu. Oni się nie zawiodą. A i laicy w tej materii powinni być zadowoleni. 8/10